- Puść mnie. - powiedziałam oschle.
Suczka szybko się odsunęła, ale nadal patrzała na mnie z politowaniem. Niezmiernie mnie to wkurzało, ale nie miałam teraz ochoty na wszczynanie kłótni czy rzucanie obelgami. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co najchętniej bym zrobiła.
- Chodźmy za nim. - wykrztusiłam w końcu drżącym głosem. - Nie odjechali daleko. A jeśli nawet, na pewno zdążymy ich dogonić...
- Zampa. - suczka pomachała mi łapą przed pyskiem. - Devo sobie poradzi. I jeśli będzie chciał, znajdzie nas i przyjdzie. Wróci do sfory.
- Najpierw to my musimy do niej wrócić. - mruknęłam niemrawo.
- Właśnie. - uśmiechnęła się Quer.
Jej jest tak łatwo. Ciągle chodzi rozweselona, jakby była tak nieodpowiedzialna, że o niczym nie rozmyśla, nie ma wyrzutów sumienia...
- Chodź. Nadal nic nie zjadłyśmy. - powiedziała, pchając mnie lekko.
- Nic nie przełknę. - stwierdziłam zgryźliwie. Kiedy jestem w natłoku uczuć, zdołowane lub wesołe psy bardzo mnie denerwują. W tej chwili kichałam na to, będę powstrzymywać się od komentarzy innym razem.
Podreptałam za Quer. Nie chciała już ryzykować i wchodzić do kawiarni, ponieważ ludzie nas już zauważyli. Przemierzałyśmy więc uliczki, aż natrafiłyśmy na budkę z hod-dogami. Wystarczyło poczekać na człowieka podchodzącego do okienka, a gdy jedzenie zostało przekazywane, zabrać je i spieprzać jak najdalej.
- No, dalej. - zachęcała suczka. - Jak niczego nie zjesz, to mi tu zaraz padniesz!
Nie miałam ochoty do żartów, nie uśmiechało mi się to.
Kiedy Quer skończyła jeść, namawiałam ją do jak najszybszego wyruszenia w drogę. Mówiła, że musi odpocząć. Ja jednak się nie poddawałam i z zacięciem szarpałam za długą sierść, co rusz wypluwając wyrwane kłaki z pyska.
- Albo pójdziemy teraz, albo tu zostaniesz! - warknęłam wreszcie, zirytowana, bo nikogo nie będę na kolanach o coś błagać.
Queruś :c
Takie o niczym, ale wena dopiero się gotuje :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz