Przechadzałem się przez las i obserwowałem przyrodę budzącą się do życia. Pod moimi łapami czułem wilgotną ziemię a mój nos wyczuwał już kwiaty. Co chwila słyszałem odgłosy zwierząt... Wszystko ,,wydawało" się idealne. No...Nie wszystko. Wiosna to też pora miłości którą ja już zdążyłem znienawidzić. Po stracie BH świat się zmienił...No przynajmniej jak dla mnie. No ale cóż chyba żyje się dalej?Chyba. Usłyszałem za swoim grzbietem krzyki Hira:
-Quer!Kochanie!
Przegryzłem wargi. Gdy tylko ktoś mówił o miłości dawały o sobie znać mdłości. O!Zrymowało się! No dobrze..Więc..Nagle usłyszałem warczenie i odgłos łamania gałęzi. Zobaczyłem przed sobą (trwało to tylko chwilę) ciężarną sarnę i wilka. Tak szybko biegli że nie zdążyłem nawet mrugnąć.
Może się położę? Już mam omamy...-szepnąłem
Poszedłem do nory. Ułożyłem się w moim kochanym legowisku i szybko zamknąłem oczy...
***Świtem***
Promienie słońca wpadały do jaskini. Nie mogłem otworzyć oczu. Byłem strasznie zmęczony..
Czyżbym zachorował?-pomyślałem
Po chwili otworzyłem leniwie jedno oko a zaraz potem drugie. Wstałem bardzo wolno,bez pośpiechu. Jęknąłem z bólu gdy coś strzeliło mi w tylnej łapie.Poszedłem a raczej powlokłem się do wyjścia z nory. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u Medyka.
***Po Medyku***
Podziękowałem Lucy za opatrunek i zacząłem kroczyć w stronę lasu utykając na prawą tylną łapę. Łapałem
świeże powietrze w płuca. Wiatr rozwiewał moją wilczą sierść,zamknąłem oczy i rozkoszowałem się słońcem. Lecz moje ,,rozkoszowanie" zagłuszył krzyk. A właściwie ryk sarny i warczenie wilka. Pobiegłem za dźwiękiem. Gdy biegłem moja łapa zaklinowała się między gałęziami,po chwili jednak wyrwałem się. Dobiegłem do miejsca ,,zbrodni". Sarna nie mogła się wydostać gdyż wszędzie rozchodziły się ściany lub wielkie skały. Sarna nie miała szans. Gdyż wilk był potężny i silny. Jego białe kły w mig mogły stać się czerwone od krwi sarny. Co ja mam zrobić?! Zabije ją..Pomogę wilkowi tak.. Gdy chciałem jednak rzucić się na sarnę wilk przewrócił mnie i wbił mi zęby w szyję. Straciłem oddech,miotałem się na wszystkie strony. Powoli zamykałem oczy..Jednak nadal walczyłem.Nagle zobaczyłem....Ciemność.Nie zaraz.. Najpierw usłyszałem kwiczenie a pod moim ciałem poczułem coś mokrego.
Czyżbym zrobił si-si? Nie.. Nie jestem aż taki stary-pomyślałem
Ledwo otworzyłem oczy. Zmrużyłem je by dokładniej zobaczyć rozmazany obraz.Usłyszałem w moim uchu dźwięk:
-Nie bój się wilczku..
Wilczku?Och oberwiesz!-pomyślałem ze złością
Pragnąłem zobaczyć mojego wroga który powiedział na mnie ,,wilczku". Jednak nie mogłem.. Byłem bezsilny. Moja jedna powieka uniosła się lecz po chwili szybko upadła.Poczułem na moim pysku czyjść szorstki język.
-Mamo?! Gdzie ja...-wysapałem
W końcu otworzyłem oczy. Nie zobaczyłem mamy tylko..SARNĘ?!Była zakrwawiona.. Z jej brzucha strużką lała się krew.
-Nie..Nie jestem Twoją mamą.. I pewnie nie będę już niczyją-uśmiechnęła się smutno mama-sarna
To wszystko przez mnie.. Gdyby nie ja..Pewnie młode by jeszcze żyło. Jednak sarna była uśmiechnięta. Zauważyłem także martwego wilka. Leżał bezruchu. Czyżby to ta sarnia-mama go skopała? Heh..Sarnia-mama-ninja. Podniosłem się z ziemi,lecz po chwili znowu na niej wylądowałem.
-Czy oddasz mi przysługę?-powiedziała mama-sarna (bez ninja)
-T...Tak...-odpowiedziałem jej z trudem
-Zabij mnie. Nie chce się męczyć..Chce pójść w górę-uśmiechnęła się i zadarła łeb do góry
Ja też spojrzałem w niebo. Było piękne. Całe niebieskie z mnóstwem obłoków. Posłusznie wykonałem rozkaz. Gdy byłem przy sarnie (sam nie wiem jak tam doszedłem) zanurzyłem kły w jej karku.
-D..Dziękuje..-wydusiła
Po chwili zamknęła oczy.Byłem szczęśliwy. Nie że ją zabiłem. Że ją zabiłem że mam jedzenie i (to chyba najważniejsze) że wykonałem przysługę. Tego dnia chyba nigdy nie zapomnę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz