niedziela, 1 marca 2015

Od Manekiego CD Sode



Zostałem sam z motylką. Sode odeszła w przeciwną stronę, nie podając powodu. W sumie, to mi to nie przeszkadzało, przecież ostatnie dwa dni spędziliśmy w swoim towarzystwie. Chwila samotności będzie przyjemną odmianą. Lily siedziała na moim grzbiecie niemal nieruchomo – nie znałem mowy motyli, dlatego nie było szans na rozmowę, chyba, że Yuki robiłaby za tłumacza.  Tak więc otaczała nas martwa cisza, przerywana jedynie szumem wody. Pewnie gdzieś niedaleko jest potok. Nagle ciszę przerwało pojedyncze, wilcze wycie, potem dołączyły kolejne. W nawoływaniu wyczułem coś, co zdecydowanie nie było dobre. Wataha miała złe zamiary, to było pewne.
Ciekawe o co chodzi? Zbyłem to pytanie wzruszeniem łap i wróciłem do przyglądania się kropli spływającej po liściu. Lily zaczęła wiercić się na moim grzbiecie.
-O co chodzi? – spytałem sucho, ale oczywiście nie otrzymałem odpowiedzi. Zamiast tego motylka podleciała i usiadła mi na nosie. Miałem ochotę ją odgonić, jednak coś mnie tknęło. Podniosłem się na cztery łapy. Spojrzałem w kierunku zarośli, w których zniknęła Sode, a jej mała przyjaciółka zamachała skrzydełkami. Ruszyłem do krzaków spokojnym krokiem. Taki chód zapewniał ciche poruszanie się, czyli ewentualny nieprzyjaciel mnie nie usłyszy. Szczerze wątpiłem w możliwość spotkania czegoś wrogo nastawionego. Trafiłem na wydeptaną ścieżkę, mocno pachnącą wilkami. To pewnie granica ich terytorium – wartownicy chodzą tędy nieustannie, nic dziwnego, że zapach jest tak mocny. To nie mogła być wataha Lorelei, bo znacznie się od niej oddaliliśmy. A więc obce wilki. Podążyłem wydeptanym szlakiem, rozglądając się z uwagą. Prędzej czy później natrafię na jakiegoś Strażnika. Nagle poczułem coś, przez co dosłownie stanąłem jak wryty. W powietrzu unosiła się słaba woń… Sode No Shirayuki. Czyżby suczka przekroczyła granicę? Oszalała?! Wilki to przewrażliwione stworzenia, nie tolerują obcych na swoim terytorium. Postawiłem jedną łapę na ziemiach watahy. Nie bałem się – w negocjacjach z tym gatunkiem miałem duże doświadczenie – nie chciałem jednak ryzykować, że zaraz po znalezieniu się po drugiej stronie granicy wpadnę w pułapkę. Wilki nie powinny mi nic zrobić, dopóki nie naruszę ich praw. Niestety przekroczenie granicy było jednym z nich.
Zacząłem rozpatrywać różne opcje, a Lily cały czas latała koło mojego ucha. W końcu zdecydowałem się na najmniej ryzykowny plan – istnieje cień szansy, że nikt nie zauważył Sode, która po prostu poszła dalej. Zawyłem głośno.
Po chwili pojawiło się kilka basiorów. Widziałem na ich pyskach zdziwienie, kiedy mnie zobaczyli – pewnie myśleli, że jakiś obcy wilk zbliżył się do ziem watahy. Mój ojciec był wilkiem, kiedy byłem mały nauczył mnie porządnego wycia.
-Czego chcesz? – warknął potężny basior.
-Patrz Hunter, on ma motylka! – zaśmiał się głupio jeden z mięsożerców.
-Stul pysk Stefan! – zgromił go „mięśniak”.
- Szukam pewnej Husky – powiedziałem zimno. Wilki spojrzały po sobie.
-Husky powiadasz? Biało-szarej, mniej więcej takiego wzrostu – pokazał łapą. Skinąłem głową.
-Niestety nie widzieliśmy jej – wyszczerzył kły w drwiącym uśmiechu. Zawarczałem.


Sode
Czekam na relację z porwania xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz