Mama położyła się na wielkim kamieniu w głębi jaskini. Wyglądała majestatycznie, cudownie, jak prawdziwa szamanka, którą z resztą była. Spojrzała na mnie swym przenikliwym, aczkolwiek delikatnym spojrzeniem.
- Lili, me dziecko - westchnęła. - Podejdź tu.
Posłusznie wykonałam polecenie staruszki i zbliżyłam się do jej legowiska. Położyłam głowę na jej przednich łapach i spojrzałam w górę.
- Masz już cztery lata córko, jak ten czas leci... - mruknęła i polizała mnie po czole. - Już jesteś taka duża, a ja mam nadal wrażenie, że patrzę na kilkudniowe szczenię...
- Dla Ciebie mamo mogę być zawsze maleństwem - powiedziałam wtulając się w sierść matki. Mama była już stara. Miała ponad dziesięć lat. Pragnęła śmierci, w godnym miejscu. Wybrała te jaskinię, w której teraz siedzimy.
- W głowie mi się kręci - powiedziała mama. Nie reagowałam, nie wolno. - Lilianno, córko przynieś mi ziół, rozpal ogień i zrób zupy.
Zwykły pies nie wiedziałby jak to dokonać, ale my miałyśmy torbę. Zawsze nosiłam znalezioną na wysypisku torebkę, a w niej rozmaite ludzkie sprzęty. Mama wiedziała jak ich używać i nauczyła mnie tego. W torbie były zapałki. Takie małe patyczki z kolorową końcówką. Jak potrzeć o ścianę - zapalają się. Miałam też metalowa miskę. Była wśród innych śmieci na złomie. Miała małą dziurkę, ale wylepiłyśmy ją gliną. Teraz często w niej coś gotuję, na przykład zupy ziołowe. O to chodziło mamie.
W torbie były też znaleziska. Drogocenne naszyjniki, piękne kamienie... Łyżka, talerz, jakieś papierki... Dużo tego! Torba naprawdę jest pojemna.
Tak jak kazała opuściłam ją i poszłam. Wzięłam ze sobą moją torbę. Noszę ją przerzuconą przez grzbiet. Do niej nazbieram ziół i może mięsa... O ile coś złapię.
Wśród tylu różnych kwiatowych woni nie jest łatwo złapać tą rumianku. Powoli zapachy zaczynają się mieszać, jednak nie wolno ustępować. Szukaj, a znajdziesz. Tak więc szukałam i znalazłam poszukiwaną roślinę. Naprowadził mnie na nią jej charakterystyczny zapach...
Zerwałam kilka kwiatków i bukiecik włożyłam do torby. Udało mi się znaleźć też szałwię łąkową. Jeszcze nie zakwitła, jednak zerwałam trochę. Ma małe znaczenie, ale dobrze przyrządzona... Wspaniała przyprawa!
Już zbierałam się na powrót, gdy przypomniałam sobie o jedzeniu. Tak... Potrzebne mi nieco mięsa... Może dodam je do zupy? Woda i dwa zioła słabo brzmią, a skoro mamy wiosnę, mogę złapać jakiegoś królika, czy cietrzewia...
Zaczęłam węszyć szukając ofiary gdy usłyszałam szelest. Obejrzałam się. Nic. Szłam wiec dalej, nieco czujna. Znów szelest, znów się oglądam i znów nic nie widzę. Odwracam się by kontynuować wędrówkę, gdy coś wielkiego przygniata mnie do ziemi.
- Wilk! - krzyknęłam widząc jego kolory i kształty... Doszłam jednak do wniosku, że to wilkowaty pies, wilczak. - Kim jesteś?!
- Miałem pytać o to samo! - warknął groźnie.
- Na imię mi Lilianna, ale mówią mi Lili. Ty mów jak chcesz, ale błagam nie pełne imię - powiedziałam bez problemu.
- Dlaczego naruszyłaś tereny Crazy Dogs?! - znów warknął pies, bez najmniejszej oznaki przyjaźni.
- Przepraszam, nie wiedziałam - wytłumaczyłam. - Sir, czy może mnie Pan wypuścić?
Pies przestał przyduszać mnie do ziemi. Pozbierałam swoje rzeczy (spadły mi z grzbietu, gdy pies mnie napadł) i stanęłam przed psem.
- Sir, jeśli wolno, chcę spytać o twe imię - oznajmiłam.
- Atlas - fuknął. - Nie masz domu? W ogóle, co tu robisz?
- Szukałam ziół dla... - zacięłam się. Nie mogłam zdradzić mamy. - dla.. dla... dla przyjaciółki. Dużo podróżujemy, ostatnio się rozchorowała.
- Czemu zostawiłaś ją samą? - spytał oskarżycielskim tonem. - Mogłaś zabrać ją do naszego medyka! Chodźmy szybko!
- N-nie znam was! - stwierdziłam. - Skąd mogę mieć pewność, że mogę Wam zaufać?
Pies przewrócił oczami i pokręcił głową. Zachichotał i obejrzał się za przelatującym motylem.
- Zabiorę cie do bet - powiedział. - Alfy nie ma, a oni coś wymyślą. I tak już tam powinnaś być za naruszenie naszego rewiru.
Zgodziłam się.
Atlas zabrał mnie... no nie tak daleko od łąki, na której byłam. W okolicy było jezioro, a nad nim w popołudniowym słońcu wygrzewało się kilka suczek. Śmiały się, gawędziły... Cała ta zabawa jednak ucichła gdy zobaczyły mnie prowadzoną przez wilczaka. Kilka psów się podniosło. Wśród nich trzy, które szczególnie przykuły moją uwagę. Suczka husky, suczka aussie i chyba jedyny w towarzystwie pies - coś w typie milanosa.
- Sode, Hiro, Quer - zaczął przemawiać Atlas. - To jest Lili. Szwędała się po terenach sfory.
Wśród tylu różnych kwiatowych woni nie jest łatwo złapać tą rumianku. Powoli zapachy zaczynają się mieszać, jednak nie wolno ustępować. Szukaj, a znajdziesz. Tak więc szukałam i znalazłam poszukiwaną roślinę. Naprowadził mnie na nią jej charakterystyczny zapach...
Zerwałam kilka kwiatków i bukiecik włożyłam do torby. Udało mi się znaleźć też szałwię łąkową. Jeszcze nie zakwitła, jednak zerwałam trochę. Ma małe znaczenie, ale dobrze przyrządzona... Wspaniała przyprawa!
Już zbierałam się na powrót, gdy przypomniałam sobie o jedzeniu. Tak... Potrzebne mi nieco mięsa... Może dodam je do zupy? Woda i dwa zioła słabo brzmią, a skoro mamy wiosnę, mogę złapać jakiegoś królika, czy cietrzewia...
Zaczęłam węszyć szukając ofiary gdy usłyszałam szelest. Obejrzałam się. Nic. Szłam wiec dalej, nieco czujna. Znów szelest, znów się oglądam i znów nic nie widzę. Odwracam się by kontynuować wędrówkę, gdy coś wielkiego przygniata mnie do ziemi.
- Wilk! - krzyknęłam widząc jego kolory i kształty... Doszłam jednak do wniosku, że to wilkowaty pies, wilczak. - Kim jesteś?!
- Miałem pytać o to samo! - warknął groźnie.
- Na imię mi Lilianna, ale mówią mi Lili. Ty mów jak chcesz, ale błagam nie pełne imię - powiedziałam bez problemu.
- Dlaczego naruszyłaś tereny Crazy Dogs?! - znów warknął pies, bez najmniejszej oznaki przyjaźni.
- Przepraszam, nie wiedziałam - wytłumaczyłam. - Sir, czy może mnie Pan wypuścić?
Pies przestał przyduszać mnie do ziemi. Pozbierałam swoje rzeczy (spadły mi z grzbietu, gdy pies mnie napadł) i stanęłam przed psem.
- Sir, jeśli wolno, chcę spytać o twe imię - oznajmiłam.
- Atlas - fuknął. - Nie masz domu? W ogóle, co tu robisz?
- Szukałam ziół dla... - zacięłam się. Nie mogłam zdradzić mamy. - dla.. dla... dla przyjaciółki. Dużo podróżujemy, ostatnio się rozchorowała.
- Czemu zostawiłaś ją samą? - spytał oskarżycielskim tonem. - Mogłaś zabrać ją do naszego medyka! Chodźmy szybko!
- N-nie znam was! - stwierdziłam. - Skąd mogę mieć pewność, że mogę Wam zaufać?
Pies przewrócił oczami i pokręcił głową. Zachichotał i obejrzał się za przelatującym motylem.
- Zabiorę cie do bet - powiedział. - Alfy nie ma, a oni coś wymyślą. I tak już tam powinnaś być za naruszenie naszego rewiru.
Zgodziłam się.
Atlas zabrał mnie... no nie tak daleko od łąki, na której byłam. W okolicy było jezioro, a nad nim w popołudniowym słońcu wygrzewało się kilka suczek. Śmiały się, gawędziły... Cała ta zabawa jednak ucichła gdy zobaczyły mnie prowadzoną przez wilczaka. Kilka psów się podniosło. Wśród nich trzy, które szczególnie przykuły moją uwagę. Suczka husky, suczka aussie i chyba jedyny w towarzystwie pies - coś w typie milanosa.
- Sode, Hiro, Quer - zaczął przemawiać Atlas. - To jest Lili. Szwędała się po terenach sfory.
<Sode? Hiro? Quer? Atlas? Ktoś to kontynuuje?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz