niedziela, 1 lutego 2015

Od Casley'a do Summer

...Zobaczyłem piękny malunek...
Zobaczyłem salę, w niej tysiące obrazów z Goldendoodlami. Oglądałem każdy obraz dokładnie.
Nagle zatrzymałem się. Zobaczyłem piękny malunek, który poruszył mną. Na obrazie widniał biały Goldendoodle. Szczęśliwy, miał poduszkę do spania. Miał dom... Nigdy nie doświadczyłem takiej miłości, takiego szczęścia, jak... mieć dom. Właścicieli. Kochających właścicieli. Pies na obrazku był szczęśliwy. Nie jestem twardzielem, jak myślę o tych szczęśliwcach... łza płynie mi po policzku. Czemu wszyscy nie mogą tak mieć? Czemu wszyscy nie mogą być szczęśliwi?
Zacząłem rozmyślać o wszystkim i o niczym. Zamknąłem oczy. O dziwo, gdy je otworzyłem byłem nadal w schronisku. No nie...
- Jak tu się wydostać... - myślałem na głos. Chodziłem po całym boksie rozmyślając. Boks był duży, byłem wraz z 2 małymi kundelkami - Triną i Sally, i jednym mieszańcem dobermana - Rexem.
Zacząłem drapać w drzwi boksu.
- Nie próbuj, nie uda ci się... - westchnął Rex i ułożył się w rogu. Znałem już psy z tego boksu. Znam temperament Rexa i Sally. Trina... jeszcze nie jest do końca określona. Siedzi samotnie w rogu boksu, jakby czekała na cud. No cóż, Trina jest matką Sally, i to nie młodą. Sally ma już 3 lata, a Trina gdy ją rodziła miała już 6 lat... no cóż. Rodziła też inne szczeniaki, lecz uratowała tylko Sally. Skąd to wiem? Mała, biała Sally mi powiedziała. Trina ma już 9 lat, coś niezbyt jej się uda z tąd uciec. Chyba że... Zauważyłem, że wolontariusze nie zamknęli boksu na klucz. To moja szansa! Stanąłem na 2 łapach i zacząłem coś robić z klamką. Nagle puściło! Jesteśmy wolni!
Psy popatrzyły na mnie z osłupieniem.
- A ty mówiłeś, że mi się nie uda! - zaśmiałem się patrząc na Rexa. Odchyliłem drzwi i wybiegłem. Przebiegłem obok czerwonego guzika na biurku. Jednak... zatrzymałem się. Wskoczyłem na biurko i nacisnąłem ten guzik. Momentalnie wszystkie klatki, drzwi, furtki się otworzyły! Wszystkie zwierzęta w schronisku (koty i psy) zwiały. Ja tylko uszczęśliwiony truchtałem. Podbiegł do mnie Trou - czarno-biały kotek o krótkiej sierści.
- Nie wiedziałem, że psy mogą być tak uczynne... - szturchnął mnie kot.
...Wilczyca przenosiła młodego...
- Dzięki... - uśmiechnąłem się. Kot pobiegł do reszty zwierząt. Wszyscy biegli w stronę rzeki. Ja poszedłem w stronę lasu. Rozglądałem się. Na początku truchtałem, lecz zwolniłem, by obejrzeć piękno natury. Nagle - ni z tąd, ni z owąd - zauważyłem waderę. Schowałem się za drzewem. Wilczyca przenosiła młodego. Była biała jak śnieg. Wystraszyłem się, bo wilk, jeśli ma małe, jest o wiele bardziej niebezpieczny. Oddychałem mocno, serce waliło mi jak młot.
W końcu poszła. Odetchnąłem z ulgą i czmychnąłem z tego miejsca. Zbyt wiele wrażeń, jak na jeden dzień. Pobiegłem w stronę polanki, którą zauważyłem na końcu lasu. Na polance było mniej więcej 10 drzew. W dodatku małych. Postanowiłem sobie odpocząć na mokrej trawie (bo śnieg stopniał...). Położyłem się. Leżałem sobie tak w najlepsze 10 minut.
- Hejunia! - usłyszałem za sobą głos suczki, co wyrwało mnie momentalnie z odpoczynku. Wstałem szybko.
- Czy jesteś z tąd? - zapytała suczka, która okazała się być Owczarkiem Australijskim.
- Boże, wystraszyłaś mnie. I nie, nie jestem z tąd. - odpowiedziałem drżącym głosem.
- To co tu robisz? - zapytała wesołym głosem suczka, jakby bawiło ją to, że mi przeszkadza.
- Odpoczywam... - westchnąłem i zacząłem iść przed siebie. Nagle ta sama suczka pojawiła się przede mną i zapytała:
- A czemu ty masz taką dziko długą sierść?
- A czemu ty jesteś tak dziko wkurzająca?
- Nie! Czemu ty jesteś... - nie dokończyła bo zamknąłem jej pysk.
- Dość... - warknąłem.
Suczka nie przejęła się tym.
- Jestem Summer, a ty? - zapytała.
- Casley. A teraz idź gdzieś indziej...
<Summer?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz