Koń nie reagował. Stał na czterech kopytach, z wyprostowaną szyją i rozwianym włosiem. Patrzył prosto na nas, a w jego czarnych oczach błyszczała żądza mordu. Negra, chcąc nie chcąc, zrobiła krok do tyłu.
- Co do...? - warknęła.
- Odpowiedź jest prosta: koń kanibal. - odparłem bez uczuć, również wycofując się o krok. Zwierzę wciąż nie reagowało. Mimo, że wciąż stał jak stał, nie pozwoliliśmy sobie na rozluźnienie mięśni. On wciąż patrzył prosto na nas. Mogłem zobaczyć swoje zniekształcone odbicie w jego oczach.
- Edward - powiedziała nagle Negra śmiertelnie poważnym tonem, nie spuszczając wzroku z kopytnego. Długie pasma włosów, w jego ogonie, uniosły się z wiatrem.
- Tak? - zapytałem równie poważnie.
- Musimy zareagować.
- Mogę go zaatakować? - zapytałem z nagłą ochotą.
- Nie. - warknęła groźnie. - On nie reaguje. Odejdźmy. Ale powoli.
Odwróciliśmy się tyłem do niego i ruszyliśmy wolnym krokiem w przeciwną stronę, Czuliśmy na karkach jego ostre, przepełnione złą aurą spojrzenie. Kiedy prawie opuściliśmy miejsce z padliną, nie mogłem wytrzymać i odwróciłem się. Konia nie było. Moje źrenice skurczyły się, zaschło mi w gardle, a głos ugrzęzł w krtani.
Zatrzymałem się, i machnięciem zatrzymałem również Negrę.
- Stój. Nie ma go.
- Myślisz, że uciekł? - zapytała, a jej pierś unosiła się coraz szybciej.
- Nie - powąchałem powietrze. - Czy ty też masz wrażenie, że czujesz kogoś obecność w tym miejscu? Jakby ktoś nas obserwował.
Suczka wzdrygnęła się.
- Jedynie co może nas obserwować, to ta padlina w ognisku. Tyle, że ona nie miała oczu....
Odwróciłem głowę.
- Dlatego nie lubię koni. Chodź.
Zrobiłem parę kroków wstecz.
- Gdzie masz zamiar iść?
- Wróćmy do miejsca z padliną.
Suczka jęknęła.
- No chyba sobie jaja robisz. A jeśli ten rumak dalej tam będzie stał?
- Najwyżej uciekniemy. Albo zostaniemy poturbowani.
Negra zaśmiała się sucho.
- Pesymista. No dobrze, możemy pójść. Ale nie będę odpowiadać za ciebie, kiedy koń-widmo potraktuje cię jak wycieraczkę.
Jęknąłem odchylając uszy.
- Czemu zawsze robisz ze mnie główną ofiarę?
- Bo jesteś jeszcze mały, Edziuniu - zaszczebiotała. Rzuciłem jej spojrzenie sztyletów.
- Ach tak? Że niby ty jesteś starsza? To powiedz, ile masz lat?
- 4 - uśmiechnęła się z wyższością. Odchyliłem uszy.
- To, że starsza, nie znaczy, że mądrzejsza.
- A ty ile? - zignorowała moje słowa. Przymrużyłem oczy i uśmiechnąłem się.
- "Co? Myślisz, że ci powiem? Dobre!" - zacytowałem swoje słowa.
- Masz 3 lata - zaśmiała się szyderczo. Podskoczyłem obok.
- I mam młode i piękne ciało, staruszko - odpowiedziałem zgryźliwie. Prychnęła. Ruszyliśmy ostrożnie z powrotem w stronę padliny. Serce biło nam z każdym krokiem coraz mocniej. Wdrapałem się na konar, wędrując po nim. Negra oczywiście musiała to skomentować słowem "Szpaner!" Przewróciłem oczami, po czym spuściłem się w dół, trzymając łapami konara, zwisając tuż przed jej pyskiem.
- Po prostu zazdrościsz - uśmiechnąłem się do góry nogami.
- Niee? - burknęła.
- Jesteś zazdruś - przedrzeźniałem ją, a ona mnie odepchnęła. - Negra jest zazdrusiem!
- Co ci nagle taki humor odbił? - zapytała, gdy już zleciałem na ziemię. - Przestawiłeś się z trybu "chamski" na "bardziej chamski"?
- Ja chamski? - zastanowiłem się. - Wręcz przeciwnie, jestem bardzo miłym i uprzejmym chłopakiem.
- Ha - ha - ha - Negra przekrzywiła głowę. - Dobry żart, wcale się nie uśmiałam.
Zanim zdążyłem dodać coś na swoją obronę, zdałem sobie sprawę, że jesteśmy już na polanie z trupem. Był tam wciąż. Gniady koń bez oczu, przykryty zwęglonymi patykami. Serce zabiło mi szybciej. Dym już nie leciał, ale w boku padliny ziała czarna, opalona dziura. Zebrało mi się na wymioty, jednak wiedziałem, że widziałem gorsze rzeczy. Rozejrzałem się w około. Konia nie było.
Nie czekając na suczkę, ruszyłem w stronę martwej zwierzyny. Śmierdziała spalenizną, walczyłem z odruchem wsadzenia nosa w piach. Zwierze wyglądało makabrycznie: pysk wykrzywiony w niemym okrzyku, puste szare oczodoły patrzące w przestrzeń, kończyny powykręcane w kilka kierunków świata.
Kiedy podszedłem na tyle blisko, żeby dotknąć konia końcem łapy, stanąłem i zacząłem odgarniać patyki.Ich krucha struktura sprawiała, że zwęglone kawałki, kruszyły mi się w łapach, zostawiając smugi sadzy.
Negra dołączyła do mnie. Zatkała nos łapą i skrzywiła się.
- Do domu cię nie wpuszczę, śmierdzielu, jak się z tego nie umyjesz. Co ty robisz?
Otrzepałem się z sadzy, ku niezadowoleniu suczki.
- Patrz.
Odsunąłem jeden z potężnych patyków, odsłaniając czarną ziemię. Pod koniem, można było wyraźnie zobaczyć przypalone kawałki papieru. Chwyciłem największy w pysk.
- Widzisz? Do podpalenia użyto gazet. Koń nie mógł być odpowiedzialny za podpalenie, w końcu skąd by wytrzasnął gazety?
- Zaraz zaraz... Ty podejrzewałeś o to KONIA!? - krzyknęła.
- Czasem warto dmuchać na zimne...
- Ha,ha,HA - zaśmiała się sucho. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, jej wzrok padł na kawałek gazety. Przez jej twarz przemknął ledwo dostrzegalny cień, po czym źrenice się skurczyły.
- Ej... Patrz - wyrwała mi gazetę. - Tu jest coś napisane... I ilustracja.
Obróciła gazetę kilka razy wokół własnej osi.
- Nie potrafię czytać ludzkiego pisma... A obrazek jest okropnie niewyraźny.
Ułożyła papierek poziomo jak talerz, po czym dmuchnęła mi sadzą w pysk. Kaszlnąłem.
- EJ, nie przesadzasz!? - warknąłem.
Spojrzała na mnie oczami niewiniątka.
- Co? Ja? - przetarła gazetę łapą. Kiedy spojrzała po raz drugi na obrazek, oczy jej się zaokrągliły.
- To ON!
Zabrałem jej papierek. Rzeczywiście. Czarno-biała ilustracja musiała pochodzić z dawnego wieku. Przedstawiała człowieka, ubranego w staromodny strój jeźdźca. Trzymał uwiąz do którego przywiązany był... Siwy rumak.
Zakrztusiłem się. Obróciłem papier na drugą stronę, jednak była ona pokryta tylko drobnym druczkiem, Na stronie z ilustracją dostrzegłem jeszcze jakieś dwa rzędy liczb.
Data śmierci.
<Negra?>